- tak zaczyna się książka, której fragmenty chcę dziś przytoczyć:
W 1927 roku – wkrótce po tym, jak
amerykański lotnik Charles Lindbergh samotnie przeleciał nad Atlantykiem –
zapytano małego Karola Wojtyłę:
- Kim chciałbyś zostać?
-
Będę lotnikiem! – odpowiedział chłopiec.
- A dlaczego nie księdzem?
- Bo Polak może być drugim Lindberghiem,
ale nie może zostać papieżem.
Początkujący
święty…
W czasach studenckich Karol był
dyskutantem wyrozumiałym, nigdy nie usiłował narzucić swego zdania. (…) Żył w
swojej dyscyplinie wewnętrznej, bardzo surowej, lecz dyskretnej, nie obnoszonej
na zewnątrz. Wydaje się, że Karola trudno było w sposób złośliwy zgorszyć,
sprowokować, oburzyć. Zdawał się – już wtedy – rozumieć i wybaczać wszystko.
Karol zachowywał się tak samo wobec wszystkich: nie czynił nigdy różnic między
kolegami z powodu ich takich czy innych przekonań i poglądów. (…) Jego bliscy
koledzy z ławy uniwersyteckiej przybili kiedyś na drzwiach jego pokoju w Bursie
Akademickiej (…) wizytówkę: "Karol Wojtyła – początkujący święty".
To był
ksiądz, nie znajdziesz takiego!
Wstawał rano, wolno szedł ścieżką ku Wiatrowicom albo chodził z książką wokół kościoła
i się modlił. Gdy chodził po kolędzie, to, co brał od bogatych, zostawiał u
biednych, a na plebanię wracał z pustymi rękami. Stale chodził do biednych…
Ludzi to nawet gniewało, dopiero co wszystko mu kupili, bo spał na gołym… (oddał
biednej, okradzionej kobiecie poduszkę i pościel) A pokora? Z każdym potrafił
rozmawiać, choć już był po studiach rzymskich!
Kolega –
profesor?
Kiedyś pociąg, którym jechał wykładowca
KUL-u, ksiądz Karol Wojtyła, spóźnił się. Czekający na egzamin studenci – wobec
braku egzaminatora – rozeszli się. Pozostał tylko jeden ksiądz, który nie znał
Wojtyły – nie chodził na jego wykłady, a do egzaminu przygotowywał się z
pożyczonych notatek.
Po dwóch godzinach wpadł niewiele starszy od
zdającego, zziajany Wojtyła. Ksiądz-student, ucieszony, że nie będzie zdawał
sam, zapytał:
- Stary, ty też na egzamin?
- Na egzamin – przytaknął ksiądz Wojtyła.
- Facet się spóźnia, wszyscy się rozeszli,
a ja czekam, bo muszę zdawać dzisiaj – wyjaśnił student.
- A co, nie znasz Wojtyły? – zapytał nowo
przybyły.
- Nie, to podobno nudny facet, nie
chodziłem na jego wykłady, mówili, że abstrakcyjne i bardzo trudne – tłumaczył
student.
Od słowa do słowa rozmowa przekształciła się
w… powtórkę materiału. Wojtyła pytał, słuchał i tak jasno tłumaczył zawiłe
problemy filozoficzne, że student powiedział w pewnym momencie:
- Stary, jaki ty jesteś obkuty! Proszę
cię, kiedy przyjdzie ksiądz profesor, nie wchodź przede mną na egzamin, bo po
tobie na pewno obleję. Jakież było jego przerażenie, kiedy usłyszał:
- Daj indeks, jestem Wojtyła.
Ksiądz zdał
na czwórkę z plusem…
Papież
przy telefonie…
Pewnego razu
Jan Paweł II zadzwonił do Szwajcarii, gdzie kurował się jego ciężko chory
przyjaciel. (…) Telefonistka, zanim połączyła z biskupem, chciała wiedzieć, kto
mówi.
- Papież – odpowiedział
jej zgodnie z prawdą Jan Paweł II.
Po drugiej
stronie zapadła cisza. Zanim jednak słuchawka z hukiem opadła na widełki, Jan
Paweł II zdążył usłyszeć:
- Z ciebie
taki papież jak ze mnie chińska cesarzowa…
- Nie wiem, nie zdążyłem jeszcze
przeczytać porannej prasy...
Źródło: Kwiatki
Jana Pawła II.
Polecam…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz